O mnie

Kim jestem
Cześć! Nazywam się Krzysztof Zbigniew Olesiński i pochodzę z Koszalina.
Przez wiele lat pracowałem w najróżniejszych korporacjach, gdzie miałem okazję łączyć moje pasje z obowiązkami zawodowymi. Działałem jako grafik i ilustrator, a także nauczyciel, prowadząc szkolenia i prezentując treści.
W swojej pracy starałem się wyczulić ludzi na piękno i estetykę, pokazując, że za obrazami i grafikami kryją się pewne prawa, które sprawiają, że dana rzecz jest postrzegana jako harmonijna. Miałem bardzo dobre recenzje od słuchaczy, co zainspirowało mnie do podzielenia się tą wiedzą z szerszą publicznością.
Postanowiłem wykorzystać moje doświadczenie, by służyć jeszcze większej liczbie ludzi, pokazując, jak pisanie, malarstwo i ilustracje mogą zmieniać świat na lepsze.
Odkrycie pasji
Gdy miałem 4 lata, wyjechałem z rodzicami do Niemiec. Najlepsze lata dzieciństwa spędziłem właśnie tam.
Mieszkaliśmy w wielu ciekawych miejscach, ale najbardziej pamiętam okres Bad Orb. Jest to mały kurort położony w kraju związkowym Hesja [niem. Hessen].
Nieco dalej od centrum, pośród pastwisk i stadnin konnych, stał sporych rozmiarów dom. To właśnie tam na parterze, w wieku ok. 6 lat, odkryłem moje zamiłowanie do rysowania i sztuki, zaczynając od… kalkowania postaci z komiksów na oknie.

Bliskość lasu, intensywne kolory i zapachy tego miejsca pobudzały moją wyobraźnię. Swój czas spędzałem często poza domem, włócząc się po okolicy, grając w piłkę z kolegami lub po prostu samotnie leżąc na trawie i patrząc w chmury.
Wyobrażałem sobie, że chmury są statkami pirackimi, które pewnego dnia doprowadzą mnie do jakiegoś skarbu. Mogłem leżeć tak godzinami, wymyślając najróżniejsze opowieści.

Artystyczne korzenie
Jak się okazało, pochodzę z rodziny artystów. Zarówno od strony matki, jak i ojca. Dowiedziałem się o tym, gdy byłem już dorosły, ponieważ wcześniej nigdy o to nie pytałem. W rodzinie od strony ojca nawet mój pradziadek malował.
Natomiast mój dziadek, Zbigniew Olesiński, był moim pierwszym nauczycielem sztuki. Jako ilustrator, malarz i pisarz, wiedział, jak profesjonalnie podejść do tej tematyki. Skończył wiele dzieł olejnych oraz pastelowych, które obecnie wiszą na ścianach członków naszej rodziny.
Pracował najczęściej w swoim (bardzo) małym pokoju i pasjonował się książkami. Myślę, że mała przestrzeń wpływała pozytywnie na jego koncentrację. Twierdzę tak, ponieważ mam bardzo podobnie. Pamiętam, że dziadek znał na pamięć wiele fragmentów „Pana Tadeusza”, a jego półki zdobiły głównie zbiory książek historycznych.
Co jakiś czas do pokoju pukała babcia Krystyna, wołając dziadka na obiad. Zamyślony twórca wtenczas zwykle nie reagował. Gdy babcia pukała po raz drugi, również nie odpowiadał, ponieważ kończył jeszcze pewną „ważną rzecz”. Gdy zniecierpliwiona babcia pukała po raz trzeci i wchodziła do pokoju, odwracał się do niej z uśmiechem i prosił o krótką recenzję swej pracy.
Wtedy każdy konflikt musiał poczekać. W końcu tworzenie sztuki to nie przelewki.
Babcia bardzo szczerze (czasami nawet do bólu!) odpowiadała, co jej zdaniem należy poprawić w danym dziele. Z tego, co mi wiadomo, była największym krytykiem i jednocześnie największym fanem twórczości swego męża.
Moim zdaniem właśnie ta ich nieoficjalna „współpraca” sprawiła, że twórczość dziadka była tak wyjątkowa. Podobnie zresztą jak małżeństwo tej pary.

Dziadek na urlopie
Gdy miał trochę więcej czasu, dziadek Zbigniew odwiedzał nas w Niemczech i malował tam konie na zlecenie. Często podpatrywałem, co robi. Intrygował mnie nie tylko z uwagi na swą osobowość i opanowanie. Przede wszystkim zachwycił mnie malarski proces twórczy i fakt, że człowiek potrafił na papierze lub płótnie konstruować własne światy.
Odkąd pamiętam, chciałem precyzyjnie pojąć, jak to się robi.
Te światy były co prawda nieruchome na kartce, a jednak całkowicie żywe w mojej wyobraźni. Więc bombardowałem dziadka wieloma pytaniami, podczas gdy on próbował pracować. W takich momentach zdarzało się dziadkowi westchnąć, spojrzeć na mnie, uśmiechnąć się i pójść na „papierosa”.
Oczywiście za szybko nie wracał.
Gdy się nieco oddaliłem, wtedy zwykle pojawiał się przy stanowisku pracy, dyskretnie upewniając się, że jego wnuk zniknął z horyzontu.
Byłem wtenczas nadpobudliwym, nieco (za) głośnym dzieckiem z głową w chmurach, dodatkowo chcącym rozgryźć źródło jego nadnaturalnego talentu –– więc nic dziwnego, że tak się zachowywał.
Natomiast jako kulturalny, cichy i skromny człowiek miał wielkie serce do tego, co robił, ale również sporo cierpliwości i miłości dla swego wnuka. Nigdy nie powiedział mi niczego przykrego, mimo że z pewnością (nie raz) sobie na to zasłużyłem.

I tak się to wszystko zaczęło
Poszedłem za głosem serca. W pewnym momencie zrezygnowałem z mojego normalnego rytmu dnia. Zamiast grać z kolegami w piłkę, zostawałem w domu i coś szkicowałem. Nie można mnie było wygonić lub wyciągnąć na podwórko. Pamiętam, że wykazywałem się sporą nieustępliwością.
Gdy jakiś rysunek mi nie wychodził, gniotłem kartkę, rzucałem ją za siebie i zaczynałem od nowa. Przy następnym rysunku rzadko uczyłem się na błędach (ponieważ brakowało mi wiedzy, by je rozpoznać), więc i ten wychodził raczej przeciętnie.
Natomiast zauważyłem, że szaleńczo spodobał mi się sam proces tworzenia czegoś z niczego, więc nie przeszkadzały mi drobne potknięcia. One były częścią podróży.
To właśnie ten magiczny moment twórczy sprawiał, że zawsze miałem wystarczającą motywację do dalszego działania.

Powrót do kraju i kolejny wyjazd
Gdy miałem ok. 10 lat, wróciliśmy do Polski. No i tutaj nie było mi łatwo się dostosować. Musiałem się nauczyć języka polskiego od strony pisowni, trafiłem do nowej szkoły i przechodziłem przez trudności z rówieśnikami i nauczycielami.
Chodziłem do podstawówki, potem do liceum, no i pewnego pięknego dnia znów otrzymałem szansę wyjazdu do Niemiec.
Ponieważ tęskniłem za zmianą otoczenia, przygodą i językiem niemieckim, wyjechałem z kraju wraz z dobrym kolegą w wieku ok. 17 lat do małej miejscowości Gartz nad Odrą, gdzie przez kolejne lata uczyliśmy się do matury tylko po niemiecku.
Klasy były mieszane i składały się z Polaków i Niemców. Co ciekawe, kadra nauczycielska również była mieszana.
Ludzie w Gartz i okolicy byli niesamowicie życzliwi i otwarci, a miejscowość zadbana i cicha. Po godzinie 23:00 gasły tam światła przydrożnych lamp (bo po co marnować prąd, skoro ruch na ulicy jest mały?) i można było ujrzeć nocne niebo w jego całej okazałości. Gdy światło miasteczka nie stwarzało problemów, można było ujrzeć nad sobą tysiące gwiazd, nawet te najdrobniejsze.
W Gartz zdobyłem wielu przyjaciół, których cenię aż po dziś dzień, a przygody, które tam wspólnie przeżyliśmy, można by opisać w grubej książce.
Kto wie? Może kiedyś taką napiszę.

Po maturze zacząłem się uczyć w szkole zawodowej w Angermünde. Zgłębiałem tam zawód grafika-projektanta z naciskiem na grafikę komputerową. Oczywiście wybrałem ten fach głównie z uwagi na mocno rozbudowane zajęcia artystyczne.
Ta mała miejscowość była również bardzo inspirująca.
Przykładowo, kilka kroków od szkoły istniał ogród zoologiczny, głównie na potrzeby młodych artystów. Jeśli nie karmiliśmy tamtejszych zwierząt, to zwykle regularnie je rysowaliśmy, by wyćwiczyć umiejętność obserwacji.
Jest dość trudno uchwycić zwierzęta w ruchu i właśnie na tym polegało wyzwanie. Koncepcja tej szkoły była dobrze przemyślana. Gdy teraz o tym myślę, twierdzę, że uczęszczałem do takiego „artystycznego Hogwartu”!
Nauczyłem się tam programów takich jak Photoshop, Ilustrator itp. oraz po raz pierwszy rysowałem realistycznie, korzystając ze wsparcia profesjonalnych modeli i modelek w atmosferze prawdziwego Atelier. Miałem w tej szkole też zaszczyt reżyserować sztukę teatralną (komedię kryminalną) pt. „Lecz nie zrobił tego ogrodnik!” (niem. Doch der Gärtner war es nicht!), która została bardzo ciepło przyjęta przez krytyków (czyli głównie uczniów i nauczycieli).
Dodatkowo mój dawny przyjaciel był aspirującym pisarzem. Sporo pisał do szuflady w tamtym czasie i próbowaliśmy stworzyć wspólnie kilka opowieści, a nawet całą książkę.
Nie powiem, że nam to wyszło. Twierdzę natomiast, że mocno próbowaliśmy.
Więc ta kombinacja różnych form wyrażania siebie sprawiła, że zauważyłem w tamtym czasie szybkie postępy w rozwoju artystycznym.
Ponieważ od zawsze interesowali mnie dawni mistrzowie renesansu, postanowiłem wziąć pod lupę obraz Leonarda pt. Mona Lisa (wł. Gioconda) i go skopiować. Obraz do dziś wisi u rodziców i nie chcą go zdjąć ze ściany. Myślę, że dziś namalowałbym go nieco inaczej.



Powrót do Polski (już na dobre)
Z Polską jest tak, że można ją wielokrotnie opuszczać, ale pewnego dnia i tak się do niej powróci. Takie mam wrażenie odnośnie do tego kraju, no i tak właśnie było ze mną. Po dziesięcioleciach tułaczki postanowiłem powrócić do Polski.
Z tych wszystkich podróży (oraz tych, o których jeszcze nie wspomniałem) wyniosłem jedną ważną lekcję. Obojętnie kim i gdzie się jest, nie wolno zapomnieć o swoich korzeniach. A jeśli się o nich zapomni, one pewnego dnia się przypomną.
Na przykład korzeń zęba lubi się przypomnieć.
Koniec przykładu.
W Koszalinie na studiach germanistycznych poznałem swoją żonę. Wyjechaliśmy wspólnie do Sopotu, gdzie zacząłem pracować dla pobliskich korporacji, poszukujących w tamtym czasie ekspertów języka niemieckiego.
Przez wiele lat działałem więc w zagranicznych korporacjach na terenie Polski i niezależnie od tego, co się o korporacjach mówi, sądzę, że nauczyłem się tam naprawdę wiele. Przede wszystkim zdolności analitycznych, dbałości o szczegóły, pracy w grupie, ale również szybszego tempa pracy. Dla artysty są to moim zdaniem bardzo cenne umiejętności.
Już kilka lat temu powstał pomysł na tę stronę, choć dopiero teraz byłem w stanie go w pełni zrealizować tak, jak to miałem w zamyśle. Prace nad tą stroną toczyły się równolegle do prac nad moim pierwszym akrylowym obrazem realistycznym, który możesz obejrzeć tutaj.
Zachęcam Cię do odwiedzenia mojego bloga i kanałów na YouTube oraz GanJingWorld.
Obecnie historia zatoczyła koło i znów mieszkam w Koszalinie wraz z żoną i córeczką.
Dziękuję Ci za cierpliwe doczytanie do końca i mam nadzieję, że moje treści będą Ci dobrze służyć.
— KZO —
Pozostańmy w kontakcie
